poniedziałek, 26 września 2011

Łutowiec – wyprawa do wnętrza Ziemi.

  Ten wpis miał być opowieścią o wykopaliskach w  Łutowcu. Miały to być moje ostatnie badania terenowe w tym roku i po ich zakończeniu planowałam wreszcie odkurzyć mój warsztat złotniczy. Niestety, jak to w życiu bywa, nie wszystko co zaplanujemy udaje się zrealizować, czasem coś staje na przeszkodzie. W moim przypadku tym czymś jest ponad 300 pudeł z kośćmi z badań archeologicznych na krakowskim Rynku, które muszę zainwentaryzować do końca września. Do tego czasu mogę zapomnieć o terenie, wykopaliskach, biżuterii...Jeszcze na początku września nic nie zapowiadało katastrofy i byłam pewna, że zdążę. Ale niestety w ubiegłym tygodniu, kiedy prawie finiszowałam, w przepastnych PAN-owskich piwnicach znalazło się kilka "zapomnianych" kartonów, a w nich  kilkaset dodatkowych kości. I mam takie niejasne uczucie, że to jeszcze nie wszystko i kiedy już skończę z Rynkiem J na pewno przyniesie mi jakieś przeoczone pudełko :-(
      Na otarcie łez musiał mi wystarczyć krótki bo zaledwie jednodniowy wyjazd do Łutowca w miniony piątek. :-(
      Korzystając z pięknej, słonecznej pogody powałęsałam się trochę po okolicy, a trzeba dodać, że jest się gdzie wałęsać, ponieważ z Łutowca jest ok. 1,5 km do ruin zamku w Mirowie i  3 km do zamku w Bobolicach. W okolicy znajduje się też słynna Jaskinia Stajnia, w której zespół badaczy pod kierunkiem dr M. Urbanowskiego znalazł zęby Neandertalczyka - pierwszego w Polsce!

 
   Ale wracając do tematu, jaskinia w której wrocławscy paleontolodzy we współpracy z J prowadzą badania nosi wdzięczną nazwę  "Dziura Wacka" - zapomniałam zapytać na czyją to pamiątkę ;-). Wapienne ostańce, w których znajduje się ta jaskinia  otaczają jałowcowe zarośla. Aby dostać się do jej wnętrza trzeba przecisnąć się przez dość wąski komin krasowy, ponieważ inne wejście - jeśli istniało, jest obecnie zupełnie zasypane. W tym sezonie (i pewnie w następnym też) badacze koncentrują się na wyeksplorowaniu osadów wypełniających komin.
   Ze szczytu wapiennych skałek, w których znajduje się jaskinia rozpościera się fantastyczny widok na kwitnące właśnie wrzosowiska.
   Wspomniany komin krasowy prowadzi do położonej kilka metrów poniżej komory,  która jest obecnie wypełniona osadami niemal po sam strop i aby się do niej dostać trzeba znowu przeciskać się przez wąską szczelinę. Nie odstraszyło to jednak żądnych wrażeń eksploratorów, ja nie byłam aż tak odważna. Może po wyeksplorowaniu osadów z wnętrza komina uda się odsłonić szersze wejście w głąb?    Poczekam...
     Jak dotąd, jaskinia nie zaskoczyła i jedynymi znaleziskami są szczątki fauny - głównie nietoperzy, gryzoni  i muszle różnej maści ślimaków. Trafiają się też pojedyncze kości większych ssaków. Ale taki też był cel tych badań. Chodziło o kości i kości są, nawet w dużych ilościach :-). Muszę przyznać, że i mnie zaświeciły się oczy na widok tych prób, bo nieczęsto ma się okazję oglądać np całą czaszkę nietoperza ;-). Ciągle jednak mamy z J nadzieję na jakąś archeologię, wszak to dopiero pierwszy sezon i jeszcze wszystko może się zdarzyć. Liczę też na to, że w następnym sezonie będę mogła wreszcie pojechać do Łutowca na dłużej.
    To tyle o wykopaliskach w Dziurze Wacka, następny wpis będzie o wycieczce do Mirowa i Bobolic.

piątek, 9 września 2011

Klementowice czyli buszujący w malinach.

W ostatnim tygodniu sierpnia, po zakończeniu naszych wykopalisk w jaskini Żarskiej, wybraliśmy się z J do Klementowic. Już  w zeszłym roku Tadeusz zapraszał nas na swoje stanowisko, niestety ciągle coś stawało na przeszkodzie - najczęściej tym czymś były własne wykopaliska. W tym sezonie udało się nam wreszcie zgrać terminy i  znaleźć kilka wolnych dni między kolejnymi badaniami.
Dla mniej zorientowanych w temacie - Klementowice Kolonia to, obok Dzierżysławia , Wilczyc czy Ćmielowa,  jedno z ważniejszych otwartych stanowisk kultury magdaleńskiej w Polsce.

  Stanowisko jest położone na niewielkim wzniesieniu, aktualnie wśród rzędów malin (w zeszłym sezonie były truskawki :-)). Zabytki wychodzą tuż pod warstwą ziemi ornej, na głębokości ok 20-30 cm.  Niestety ma to swoje negatywne konsekwencje, ponieważ w skutek intensywnej działalności rolniczej część stanowiska już uległa zniszczeniu, a reszta jest poważnie zagrożona. Idealnym rozwiązaniem byłoby pewnie wydzierżawienie na kilka lat pola, na którym znajduje się stanowisko i przeprowadzenie tam kompleksowych badań wykopaliskowych. Ale kto miałby za to zapłacić...?

   Korzystając z faktu, że nasza wizyta przypadła w środku sezonu malinowego postanowiliśmy kupić cały koszyczek tych świeżutkich, pachnących owoców - oczywiście prosto z krzaczka :-). Część została pożarta na surowo, a z reszty  zrobiliśmy   pyszny koktajl.
W życiu nie zjadłam tylu malin na raz... :-).
Wieczorem spotkaliśmy się jeszcze z Przemkiem (i jego żoną Magdą), który podjął się "zrobienia" geologii na Spadzistej. A wcześniej wybraliśmy się na mały rekonesans do pobliskiej cegielni - miejscowe komary były zachwycone :-(
Niestety nie udało się nam dojechać do Góry Puławskiej, ale nic straconego ponieważ panowie umówili się na kolejne spotkanie późną jesienią.
Za to w drodze powrotnej J nie mógł sobie odmówić zebrania kilku buł krzemiennych w Świeciechowie - tym bardziej, że wychodnie tutejszego surowca znajdują się na polach tuż przy trasie. Współczuję właścicielowi (właścicielom) tych pól, bo praktycznie cała ich powierzchnia usiana jest krzemieniami, wśród których tu i ówdzie trafi się jakiś ziemniaczek.
A tak na marginesie, tu też gigantyczne pracownie krzemieniarskie są systematycznie rozorywane.

PS    Wreszcie przyszły długo oczekiwane wieści z Poznania, no i po raz kolejny okazało się, że w kości z Klementowic wysłanej do datowania jest za mało kolagenu i  z daty nici...

PPS  A tu link do artykułu o Klementowicach, który ukazał się w "Archeowieściach"