sobota, 7 lipca 2012

O tym, jak jadąc na północ trafiliśmy do Piekła

Poprzednim razem było o wyprawie na południe, dzisiaj więc dla odmiany będzie o podróży do krainy łosi, fok i komarów. Przy czym jeśli chodzi o te pierwsze to widzieliśmy je tylko na znakach drogowych, również foki nie dopisały (jedna martwa na plaży chyba się nie liczy)  i tylko komary nie zawiodły - jak zawsze ;-). Dla tych, którzy nie zgadli o jaki kraj chodzi podpowiem, że w XVI w. ziemie te pod nazwą województwa parnawskiego, wendeńskiego i dorpackiego wchodziły w skład I Rzeczypospolitej. Dawne dzieje...

Część naszej ekspedycji udała się na miejsce samolotem natomiast ja razem z J i M wybraliśmy drogę lądową. Do pokonania mieliśmy, bagatela, ok 1300 kilometrów i niestety ze względu na brak autostrad podróż musieliśmy podzielić na dwa etapy - każdy średnio po 10 godzin. Nocleg wypadł nam w okolicach Augustowa. Brak autostrad to nie tylko nasz problem, również na Litwie, Łotwie i w samej Estonii nie wygląda to wiele lepiej. Chociaż może w tych krajach nie jest to tak odczuwalne ze względu na mniejszą liczbę użytkowników dróg w porównaniu z Polską. A co najważniejsze drogi prowadzą głównie przez tereny niezamieszkane, a wszystkie większe miasta mają obwodnice.

Celem naszego wyjazdu do Estonii było dokończenie opracowywania materiałów paleontologicznych ze stanowiska Asva. Natomiast M został zaproszony do Tallina i Tartu z serią wykładów o średniowiecznych grodach i zamkach Polski, Czech i Słowacji.

Przy okazji wykładu M  na uniwersytecie w Tartu mieliśmy okazję zwiedzić tamtejszą pracownię archeologiczną - no i muszę powiedzieć, że jest czego zazdrościć. Świetnie wyposażone stanowiska do konserwacji tkanin, brązu czy ceramiki, że o rentgenie nie wspomnę (a nawet dwóch)! Zajrzeliśmy też do magazynu, gdzie przechowywane są zabytki z XIX-wiecznych wykopalisk. A tam stosy fibul żółwiowatych, brązowych bransolet, naszyjników, zausznic, paciorków szklanych i ...długo można by wymieniać.

W sumie w Tartu spędziliśmy tylko dwa dni ale pod względem ilości wrażeń wystarczyłoby na tydzień bez mała. Już pierwszego dnia po wysłuchaniu prezentacji M udaliśmy się na zwiedzanie miasta pod troskliwą opieką Andresa Tvauri, który świetnie sprawdzał się w roli przewodnika ;-).
Wieczorem czekała nas jeszcze kolacja m.in.z Valterem Langiem. Drugi dzień wypełniło nam zwiedzanie muzeum miejskiego - dodam, że bardzo drobiazgowe, z zaglądaniem do każdej szuflady. A po południu z powrotem do Tallina.

Będąc w Tartu dowiedzieliśmy się ciekawej rzeczy dotyczącej słynnych pochówków łodziowych. Ostatnio pojawiła się koncepcja łącząca to odkrycie z osobą króla Yngvara, bohatera jednej ze staronordyckich sag. Otóż miał on wyprawić się wraz ze swoją drużyną do Estlandu i tu poległ. Muszę przyznać, że brzmi to bardzo interesująco i z niecierpliwością czekam na publikację

Pisząc o Tallinie nie mogę nie wspomnieć o naszym największym odkryciu czyli o pubie Põrgu.Wszyscy codziennie z niecierpliwością czekaliśmy na porę lunchu żeby zejść do Piekła (põrgu to po estońsku piekło) i rozkoszować się wyśmienitą wieprzowiną z grilla, kalafiorem w cieście francuskim, łososiem z aksamitnym puree ziemniaczanym czy boskim ciastem czekoladowym w płatkach migdałowych...mniam :-P. W związku z tym miejscem wiąże się też, paradoksalnie,  nasze największe rozczarowanie. Otóż pewnej pięknej słonecznej niedzieli, po dniu spędzonym na podziwianiu uroków morskiego wybrzeża, jak co dzień udaliśmy się pod wiadomy adres na  szklaneczkę cydru - ja (lub piwa - reszta) i zasłużony posiłek. No i tu czekała nas niemiła niespodzianka - otóż w niedzielę Piekło jest zamknięte. Doprawdy jeśli miał to być żart właściciela to ja nie mam poczucia humoru :-(. Rozgoryczeni i zawiedzeni skończyliśmy na jakiejś podłej pizzy w okropnym barze fastfoodowym.

No tak, cały akapit o jedzeniu i ani słowa o samym Tallinie, ale nie mogłam się oprzeć ;-)

W czasie naszego pierwszego pobytu w Estonii zahaczyliśmy również o Parnawę, gdzie spędziliśmy wieczór w knajpce na plaży z fantastycznym widokiem na morze. W drodze powrotnej do Tallina zatrzymaliśmy się jeszcze na krótko nad rzeką Parnu, aby choć rzucić okiem na stanowisko Pulli. Z ciekawszych miejsc, które warto zobaczyć mogę jeszcze wymienić dwa grodziska wczesnośredniowieczne: Varbola i Soontagana, a także ruiny klasztoru w Padise. Dla miłośników natury polecam ścieżkę przyrodniczą Rannametsa - Tolkuse, biegnącą przez wydmy i bagna. Dodam jeszcze, że tu właśnie znajduje się najwyższa wydma w Estonii - Tornimägi. A i jeszcze wodospad Keila-Joa.

Tu znajdziecie więcej informacji o wspomnianych przeze mnie pochówkach łodziowych:

Salme Yields Evidence of Oldest Sailing Ship in Baltic Sea

"Archeowieści"

A tu mała galeria zdjęć z Estonii

Panorama Tallina - na pierwszym planie fragment murów miejskich z licznie zachowanymi basztami, w tle wieża kościoła Św. Olafa


Św. Olaf raz jeszcze


:-)


Wieża zamkowa zwana Długim Hermanem (Pikk Herman)


Brama miejska z basztą Paks Margareeta (Gruba Małgośka)


Widok na wzgórze Toompea i położone na nim tzw Górne Miasto


A to widok z plaży miejskiej w Tallinie :-)


Varbola - wczesnośredniowieczne grodzisko


Fragment wałów






Kolejne grodzisko - Soontagana


Soontagana - tu w całej okazałości


Pulli - stanowisko kultury kundajskiej


Krajobraz jak z syberyjskiej tundry - brakuje tylko stada mamutów

Fragment ścieżki przyrodniczej Rannametsa -Tolkuse, prowadzącej przez wydmy i bagna do położonego w sercu mokradeł jeziora. Jeden nieostrożny krok i można dołączyć do błędnych ogników unoszących się nad moczarami



To chyba najczęściej fotografowane miejsce w Tartu - ja też nie mogłam się oprzeć :-)



Polski akcent w Tartu - tablica pamiątkowa poświęcona Stefanowi Batoremu, który m.in nadał miastu prawo używania biało-czerwonych barw :-)


Tartu - jeden z najstarszych drewnianych budynków w mieście


Stara prochownia przerobiona na olbrzymi pub



Kościół Św. Jana - wewnątrz na ścianach świątyni widoczne ślady pożaru.


Ruiny katedry  w Tartu - widok na długo pozostaje w pamięci


Przez długi czas uważano, że jest to kamień ofiarny i łączono go z obrzędami pogańskimi  - dzisiaj już wiadomo, że tajemnicze wgłębienia to dzieło natury


Oczywiście zwiedzając Tartu nie mogliśmy nie zajrzeć do ogrodu botanicznego


Przy tym stole w 1920 roku podpisano traktat pokojowy kończący wojnę estońsko-bolszewicką


Dziedziniec klasztoru w Padise - zachowywaliśmy się jak rasowa wycieczka z Japonii ;-)


Wodospad Keila-Joa


P z ogromnym poświęceniem, nie bacząc na grożące mu niebezpieczeństwo zbiera okrzemki ;-)


Gdzieś nad morzem - ja też chcę mieć taką !


Komu kość, komu szkiełko, a komu pióro? - każdy znalazł dla siebie coś interesującego :-)


W drodze powrotnej do Polski - gdzieś na Łotwie


Łosie niestety nie dopisały - choć jeśli wierzyć znakom, muszą gdzieś tu być...


Przedmiotów kościanych można im pozazdrościć - J ogląda wyjątkowej urody harpun


Szpile, przekłuwacze, okładziny, grzebienie, harpuny, różnego rodzaju guzy kościane - i to wszystko z jednego stanowiska, ech...
Jeśli kogoś zainteresowały tu można doczytać o kilku wspomnianych wyżej miejscach

Varbola Padise,  Kościół św. Jana w Tartu,  Katedra w Tartu

PS Wszystkim odwiedzającym Tallin gorąco polecam Põrgu !!! A mnie pozostaje mieć nadzieję, że jeszcze kiedyś będę miała okazję ponownie spróbować arcydzieł ichniejszego kucharza (oby tylko się nie zmienił).