A
właściwie nowe - stare bo chodzi o Jaksice, odkryte już w 1912 roku
przez L. Kozłowskiego. Niestety wraz ze śmiercią badacza przepadła
również wiedza o dokładnej lokalizacji stanowiska, a w czasie dwóch
wojen światowych zaginęła również część zabytków. Z krótkiego raportu
opublikowanego w 1914 roku wiadomo było tylko, że stanowisko znajdowało
się u ujścia Raby do Wisły, na zachód od wsi Jaksice. Oprócz licznych
szczątków fauny plejstoceńskiej L. Kozłowski znalazł również kilka
narzędzi krzemiennych, które łączył z kulturą oryniacką.
No i tu zaczyna się najciekawsza część historii. Bo jeśli L. Kozłowski miał rację, to Jaksice byłyby jednym z dwóch
otwartych stanowisk oryniackich, na których zachowały się kości. Drugim
jest Góra Puławska. Przy czym z żadnego z tych stanowisk nie posiadamy
daty C14.
I tu akcja przenosi się w XXI wiek, i na scenę wkraczamy my.
Latem
zeszłego roku pełni entuzjazmu ruszamy w teren odnaleźć zaginione
stanowisko. No i tu trochę nam miny zrzedły. Okazało się bowiem, że w
miejscu najbardziej odpowiadającym opisowi L. Kozłowskiego dzisiaj
znajduje się gigantyczne dzikie wysypisko śmieci. Morale części ekipy
gwałtownie spadło i pozostało na poziomie gruntu. Bo i widok był
wyjątkowo odpychający, dodatkowo było to zaraz po ubiegłorocznej
czerwcowej powodzi, która w najmniejszym stopniu nie dodała temu miejscu
atrakcyjności, a wręcz przeciwnie. Powiększyła tylko roje much
unoszących się nad wysypiskiem i dodała nowe nuty do i tak bogatego
wachlarza woni bijących od góry śmieci. Muszę przyznać, że w pierwszej
chwili kategorycznie odmówiłam udziału w jakichkolwiek badaniach
wykopaliskowych prowadzonych w takiej scenerii. Miałam też cichą
nadzieję, że może jednak J nie ma racji i nie jest to
wąwóz opisany przez Kozłowskiego. Niestety (dla mnie) szurfy wykonane
jesienią zeszłego roku rozwiały wszelkie wątpliwości. W wąskim wykopie
przecinającym całą ścianę lessowego parowu trafiliśmy bowiem na warstwę
popiołu i węgli kostnych. Dodatkowo w przeszlamowanych próbach znalazło
się kilka drobnych wiórków. Decyzja o kopaniu zapadła i na nic zdały
się groźby, próby szantażu czy przekupstwa! ;-)
No
ale przyszedł piękny maj, śmietnik się zazielenił, a miejscami nawet
zakwitł. Ptaszęta zadbały o wrażenia dźwiękowe no i nie było rady - pora
ruszać w teren.
A w terenie okazało się, że J
znowu miał rację i bezbłędnie wybrał miejsce na wykopaliska. Choć od
razu muszę dodać, że raczej nie trafiliśmy na stanowisko, o którym pisał
L. Kozłowski.
Zamiast bowiem karenoidalnych drapaczy i oryniackich wiórowców znaleźliśmy graweckie tylczaki i pp fragment jednozadziorca! J nawet
podejrzewa, że może to być bardzo wczesny grawetien (pavlovien !? ale
na razie ciiii - czekamy na daty). Oprócz narzędzi krzemiennych
znaleźliśmy mnóstwo połupanych fragmentów kości mamuta, renifera i
konia. Trafiliśmy też na resztki paleniska z warstwą popiołu i węgli
kostnych - istny raj dla archeologa!
Oczywiście
na tym etapie badań trudno jest mówić o przynależności kulturowej
stanowiska i jego funkcji, wymaga to dokładniejszych analiz. Można
jednak przyjąć z dużą dozą prawdopodobieństwa, że odkryliśmy
pozostałości górnopaleolitycznego obozowiska łowieckiego (świadczą o tym
zarówno narzędzia krzemienne, jak również liczne szczątki fauny). No i
może tym razem uda się uzyskać datę C14 (trzy wcześniejsze próby nie
dały rezultatu ze względu na zbyt małą zawartość kolagenu w kościach).
I niewykluczone, że nie był to nasz ostatni sezon w Jaksicach. :-)
Dla zainteresowanych link do oficjalnej strony stanowiska:
PS Zdjęcia dodam jutro bo dzisiaj nie mam dostępu do komputera stacjonarnego (kampania bizantyńska wkroczyła w decydującą fazę - J właśnie odpiera najazdy hord Wandalów, Sarmatów i Hunów) :-)