poniedziałek, 16 grudnia 2013

Turmalin


     Na ostatniej giełdzie minerałów upolowałam piękne okazy czarnych turmalinów. Poniżej jeden z nich już w formie gotowego wisiora :-). Jakoś tak ostatnio mam fazę na biżuterię z naturalnymi kryształami. W kolejce czeka jeszcze drugi, podobny turmalin, piękny złocistożółty aragonit, ametyst i kilka różowych kwarców.
Wisior z turmalinem tradycyjnie do kupienia tutaj





sobota, 30 listopada 2013

Zima tuż tuż...

Zima tuż tuż dlatego też dzisiaj kilka propozycji utrzymanych w zimowo-lodowej stylistyce ;-)

Biżuteria jest do kupienia tutaj









piątek, 8 listopada 2013

Kolorowy listopad

Poniżej kilka świeżutkich projektów, bransoletki są już sprzedane, wciąż dostępne są pierścionki







poniedziałek, 14 października 2013

Po co archeolog jedzie na wakacje?

     Temat wpisu może nieco spóźniony bo dla większości z nas tegoroczne wakacje to już sprawa zamknięta. Są jednak profesje, które z różnych względów nie mogą w wyznaczonym terminie uczestniczyć w tej urlopowej gorączce. Jednym z takich zawodów jest archeolog. W czasie, kiedy większość rodaków raźnie pomyka w góry lub nad morze, my chwytamy za sprzęt i pędzimy w teren. Tak to się bowiem składa, że w naszej strefie klimatycznej sezon urlopowy pokrywa się z sezonem wykopaliskowym. No ale w końcu przyszedł październik i po bardzo pracowitym lecie także my mogliśmy zacząć planować swój urlop. 
     
      Jako miejsce przeznaczenia wybraliśmy małe węgierskie miasteczko tuż przy słowackiej granicy. Jedną z niewątpliwych atrakcji tego miejsca były gorące źródła. Nie bez znaczenia było również jego położenie wśród łagodnych wzgórz tokajskich ( i wcale nie chodzi o wino, a przynajmniej nie tylko ;-)). A na miejscu okazało się, że to nie wszystkie atrakcje, jakie nas czekały. 
     
     Otóż, jak powszechnie wiadomo białe wino najlepiej udaje się na glebach wulkanicznych, a tam gdzie wulkany tam oczywiście musi być i obsydian! Tak, tak ja wiem, że to miał być urlop i w ogóle, ale który archeolog-paleoliciarz nie skorzystałby z takiej okazji i nie zebrał kilku(nastu) bryłek tego surowca? No a potem to już samo poszło, bo tak się jakoś złożyło, że całkiem blisko naszego miasteczka leży  Bodrogkeresztúr, Arka i Megyaszo (dla niezorientowanych w temacie dodam, że chodzi o stanowiska graweckie i epigraweckie).  Co więcej, okazało się także, że droga do restauracji, gdzie planowaliśmy zjeść obiad biegnie doliną Hernadu (vel Hornadu) -  ale tym razem chodziło o radiolaryty ;-).
   
   Do innych (nie)spodziewanych atrakcji mogę zaliczyć kilka malowniczych ruin, które zwiedziliśmy po drodze no i koty. I choć w sytuacjach międzyludzkich okazywało się, że wszelkie bariery językowe można pokonać, to w przypadku miejscowych kotów zasada ta nie działała. Już przy pierwszej próbie nawiązania bliższej znajomości z pięknym buraskiem poniosłam sromotną klęskę. Na moje przyjazne kici kici wspomniany kot przesłał mi mało życzliwe spojrzenie i pogardliwie prychnął. Cóż, nieco później odkryłam, że nasze "kici kici" brzmi nieco podobnie do węgierskiego "kicsi"co oznacza mały - widocznie go uraziłam.
       
    O mały włos natomiast ominęła by nas jedna z bardziej oczekiwanych atrakcji (przynajmniej przeze mnie) w postaci lokalnej kuchni. Otóż na miejscu okazało się, że w kwestii jedzenia możemy wybierać między  pizzą, spaghetti tudzież gyrosem! Nie żartuję, sytuację uratowały (częściowo) kacze wątróbki z cebulą i ziemniaczkami. I kiedy już się wydawało, że nasze plany dotyczące eksploracji lokalnej kuchni zakończą się klęską i nie dane nam będzie skosztować miejscowego gulaszu, paprykarza czy lecza pojawił się promyk nadziei. Od znajomego Węgra dostaliśmy adres podobno rewelacyjnej restauracji - cóż że prowadzonej przez Francuza...
     
     Tak więc zaopatrzeni we wszystkie możliwe mapy i GPS-y ruszyliśmy na poszukiwania - i tu właśnie okazało się, że według J najkrótsza droga z Sarospatak do malowniczej wioski o nazwie Tolcva, gdzie znajduje się wspomniana restauracja prowadzi doliną Hernadu. Ale niech tam, warto było. I nic to, że właścicielem pensjonatu jest Francuz, że na obiad znowu była kaczka (z polentą), i że w związku z tym opuszczałam kraj Arpada i Rakoczego z mylnym może nieco przeświadczeniem, że daniem narodowym Węgrów jest właśnie kaczka. Tak pysznego obiadu dawno nie jadłam. I tylko żałuję, że nie spróbowałam lodów z tokajem Aszu :-(
     
     Ale nic to, my tu jeszcze wrócimy!

Tutaj podaję link do opisanego wyżej pensjonatu - właściciel mówi po węgiersku, francusku i angielsku więc nie ma problemu z komunikacją. Polecam !!!

PS    Zbieranie radiolarytów dostarcza nie mniejszych emocji niż wyprawa na grzyby ;-)
PPS Skutki globalizacji odczuliśmy po raz kolejny w drodze powrotnej, kiedy to znowu zapragnęliśmy skosztować lokalnych specjałów - tym razem słowackich. Jako że nocleg wypadał nam w Koszycach po przyjeździe ruszyliśmy na poszukiwania. Mnie marzyły się bryndzowe haluszki ze słoninką, ostatecznie zadowoliłabym się też smażonym serem. Skończyło się na zapiekanym bakłażanie z pitą i lazanii.

Oczywiście na koniec nie może zabraknąć zdjęć z wakacji. Poniżej więc zamieszczam króciutką galerię naszych "wakacyjnych" fotografii:

Nie, wcale nie fotografowaliśmy młotka, tutaj "bohaterem" jest obsydian - to te małe czarne bryłki.
A tutaj piękne okazy limnokwarcytu, tym razem jako skala posłużyły stopy J

I jeszcze zbliżenie ;-)

czwartek, 19 września 2013

To już jesień - choć w kalendarzu ciągle lato....

   Ależ ten czas umyka. Kiedy pisałam o Jaksicach, jeszcze lato trwało w najlepsze, sezon wykopaliskowy się rozkręcał, a jesień była wizją mglistą i odległą. A tu proszę, ani się człowiek  obejrzał, a tu już wrzesień i już coś spadło (temperatura), coś sypnęło (śnieg), coś odleciało (bociany) i w ogóle czuć w powietrzu nadchodzącą dżdżystość.
    Sierpień upłynął pod znakiem wykopalisk w Łutowcu. Połączone siły wrocławsko-krakowskie rozpoczęły 3 sezon badań. Niestety ja mogłam w nich uczestniczyć tylko duchem, gdyż ciało  musiało się pilnie udać do Konstancina na intensywną rehabilitację.
     W związku z tym opisując postęp prac musiałam całkowicie zdać się na J i na jego relacje z terenu.  Dlatego też wpis jest nieco krótki i oschły bowiem J nie należy do rozmówców zbyt wylewnych i raczej nie grzeszy krasomówstwem ;-. Można wręcz rzec, że dawkuje informacje w ilościach i z precyzją iście aptekarską.
     Również w kwestii tzw. "zdjęć z życia wykopu" musiałam prosić o pomoc "obcych" ludzi   bo własny mąż ma dziwnie niechętny stosunek do fotografowania (w tym miejscu wypada mi podziękować rzeczonym osobom za zgodę na wykorzystanie zdjęć :-)). No ale dość tego narzekania, pora przejść do meritum.

    W tym roku badania w Łutowcu rozpoczęły się dość nietypowo od rozwalania kilkunastotonowego głazu tarasującego wejście do jaskini. Zajęło to więcej czasu niż początkowo zakładano i nie obeszło się bez ciężkiego sprzętu. Oprócz koniecznych prac "kamieniarskich" przed jaskinią trzeba było wykonać także skomplikowane prace "inżynieryjno-budowlane" wewnątrz. Po usunięciu tych "drobnych" przeszkód pod koniec drugiego tygodnia badań rozpoczęła się właściwa eksploracja warstw paleontologicznych. Niestety w dalszym ciągu nie udało się trafić na żadne znaleziska archeologiczne. Ale jeszcze nic straconego, bo dopiero w tym sezonie zaczęła się powoli odsłaniać dolna komora.
   J uważa, że w przyszłym roku w końcu uda się wyeksplorować osady eemskie i będzie można zacząć myśleć o bardziej szczegółowym opracowaniu paleontologiczno - geologicznym stanowiska. A trzeba przyznać, że po 3 sezonach badawczych uzbierała się całkiem ładna kolekcja kości.
 

 
Poniżej mała galeria zdjęć z wykopalisk:


No to zaczynamy :-)

Chyba trzeba zainwestować w coś większego...

Może tym razem pójdzie lepiej

Dobra, żarty się skończyły!

2 tygodnie później ;-)

Po pracach kamieniarskich pora na stolarkę

Ostatnie uderzenia młotkiem i gotowe

Panowie poświecą...


A tu widok ogólny na stanowisko
I to by było na tyle...

wtorek, 10 września 2013

Kolorowa jesień

     Ten wpis miał być o Jaksicach, ale ciągle czekam na zgodę na publikację zdjęć z tych wykopalisk.
     A  w międzyczasie zamieszczam kilka kolorowych nowości z biżuterii.








 







wtorek, 23 lipca 2013

Jaksice - sezon III

    W tym tygodniu kończymy wykopaliska w Jaksicach czas więc najwyższy na krótkie podsumowanie tych badań. W planach mieliśmy otwarcie około 20 m2, jednak jak to zwykle bywa z  planami, rzeczywistość je weryfikuje - czasem "brutalnie". I tak w tym roku pomimo większej liczebnie ekipy przebadaliśmy około 15 m2 stanowiska, ale za to udało się doczyścić i zadokumentować cały ponad 7-metrowy profil.

      Najważniejszą informacją uzyskaną po tym sezonie wykopaliskowym jest kontynuowanie się warstwy kulturowej na południe, w stronę Wisły. Ponadto dzięki tegorocznym badaniom nasz dotychczasowy zbiór mikrotylczaków z Jaksic powiększył się o kolejne okazy i wynosi 40 sztuk, a to jeszcze nie jest liczba ostateczna bo na pewno jakieś narzędzia wyjdą jeszcze w trakcie płukania sedymentu. Oprócz tylczaków natrafiliśmy również na kilka bardzo efektownych wiórowców - w tym na jeden drapacz na wiórowcu. Dziwi brak rdzeni - z całego stanowiska mamy tylko 2 egzemplarze z zeszłorocznych badań. Natomiast znaleziony w tym roku półsurowiec krzemienny doskonale wpasowuje się w wykonane już wcześniej składanki.

     Oprócz krzemieni natrafiliśmy oczywiście, podobnie jak w poprzednich latach, na liczne kości zwierzęce - głównie renifera. Dzięki temu minimalna liczba osobników tego gatunku odkryta w Jaksicach wzrosła do 5 sztuk. Nie zmieniła się liczba mamutów - dalej są to dwa osobniki: dorosły i młody. Odkryliśmy również pojedyncze kości konia. Tak więc skład fauny nie uległ zmianie w porównaniu z latami ubiegłymi.

     Jednak największą sensacją było znalezienie w Jaksicach dwóch przedmiotów wykonanych z ciosu mamuta !!! Jeden kształtem i wielkością przypomina lekko spłaszczone od spodu cygaro z dookolnym rowkiem mniej więcej w połowie swojej długości, drugi przedmiot to wydłużona prostokątna  płytka. Przeznaczenie i funkcja tych znalezisk na razie pozostaje dla nas zagadką. Ale nie poddamy się ;-)

Na koniec kilka zdjęć z tegorocznych badań:


No to zaczynamy...

3 metry już za nami!  Zostało jeszcze 3 ;-)

Widok ogólny na stanowisko

Jeszcze tylko jeden sztych i dojdziemy do warstwy kulturowej...

Ostatnie doczyszczanie przed rozpoczęciem eksploracji

Coś nam kapie z góry...

Na szczęście tym razem nie daliśmy się zaskoczyć pogodzie :-)

A tu podrasowana wersja naszego namiotu ze Spadzistej

Śniadanie...

Kto pierwszy trafi na zabytki...

Każdy miał swój metr





Ubywa metrów za to rośnie stos worków z sedymentem do przeszlamowania

A teraz trzeba to wszystko załadować na przyczepkę i nad Wisłę

Geolodzy przy pracy ;-)

Jeszcze tylko ostatni metr do wyeksplorowania i kończymy...