Poprzednim
razem było o wyprawie na południe, dzisiaj więc dla odmiany będzie o
podróży do krainy łosi, fok i komarów. Przy czym jeśli chodzi o te
pierwsze to widzieliśmy je tylko na znakach drogowych, również foki nie
dopisały (jedna martwa na plaży chyba się nie liczy) i tylko komary nie
zawiodły - jak zawsze ;-). Dla tych, którzy nie zgadli o jaki kraj
chodzi podpowiem, że w XVI w. ziemie te pod nazwą województwa
parnawskiego, wendeńskiego i dorpackiego wchodziły w skład I
Rzeczypospolitej. Dawne dzieje...
Część naszej ekspedycji udała się na miejsce samolotem natomiast ja razem z J i M
wybraliśmy drogę lądową. Do pokonania mieliśmy, bagatela, ok 1300
kilometrów i niestety ze względu na brak autostrad podróż musieliśmy
podzielić na dwa etapy - każdy średnio po 10 godzin. Nocleg wypadł nam w
okolicach Augustowa. Brak autostrad to nie tylko nasz problem, również
na Litwie, Łotwie i w samej Estonii nie wygląda to wiele lepiej. Chociaż
może w tych krajach nie jest to tak odczuwalne ze względu na mniejszą
liczbę użytkowników dróg w porównaniu z Polską. A co najważniejsze drogi
prowadzą głównie przez tereny niezamieszkane, a wszystkie większe
miasta mają obwodnice.
Celem naszego wyjazdu do Estonii było dokończenie opracowywania materiałów paleontologicznych ze stanowiska
Asva. Natomiast
M został zaproszony do Tallina i Tartu z serią wykładów o średniowiecznych grodach i zamkach Polski, Czech i Słowacji.
Przy okazji
wykładu M
na uniwersytecie w Tartu mieliśmy okazję zwiedzić tamtejszą pracownię
archeologiczną - no i muszę powiedzieć, że jest czego zazdrościć.
Świetnie wyposażone stanowiska do konserwacji tkanin, brązu czy
ceramiki, że o rentgenie nie wspomnę (a nawet dwóch)! Zajrzeliśmy też do
magazynu, gdzie przechowywane są zabytki z XIX-wiecznych wykopalisk. A
tam stosy fibul żółwiowatych, brązowych bransolet, naszyjników,
zausznic, paciorków szklanych i ...długo można by wymieniać.
W
sumie w Tartu spędziliśmy tylko dwa dni ale pod względem ilości wrażeń
wystarczyłoby na tydzień bez mała. Już pierwszego dnia po wysłuchaniu
prezentacji M udaliśmy się na zwiedzanie miasta pod troskliwą opieką Andresa Tvauri, który świetnie sprawdzał się w roli przewodnika ;-).
Wieczorem
czekała nas jeszcze kolacja m.in.z Valterem Langiem. Drugi dzień
wypełniło nam zwiedzanie muzeum miejskiego - dodam, że bardzo
drobiazgowe, z zaglądaniem do każdej szuflady. A po południu z powrotem
do Tallina.
Będąc
w Tartu dowiedzieliśmy się ciekawej rzeczy dotyczącej słynnych
pochówków łodziowych. Ostatnio pojawiła się koncepcja łącząca to
odkrycie z osobą króla Yngvara, bohatera jednej ze
staronordyckich sag.
Otóż miał on wyprawić się wraz ze swoją drużyną do Estlandu i tu
poległ. Muszę przyznać, że brzmi to bardzo interesująco i z
niecierpliwością czekam na publikację
Pisząc o Tallinie nie mogę nie wspomnieć o naszym największym odkryciu czyli o pubie
Põrgu.Wszyscy
codziennie z niecierpliwością czekaliśmy na porę lunchu żeby zejść do
Piekła (põrgu to po estońsku piekło) i rozkoszować się wyśmienitą
wieprzowiną z grilla, kalafiorem w cieście francuskim, łososiem z
aksamitnym puree ziemniaczanym czy boskim ciastem czekoladowym w
płatkach migdałowych...mniam :-P. W związku z tym miejscem wiąże się
też, paradoksalnie, nasze największe rozczarowanie. Otóż pewnej pięknej
słonecznej niedzieli, po dniu spędzonym na podziwianiu uroków morskiego
wybrzeża, jak co dzień udaliśmy się pod wiadomy adres na szklaneczkę
cydru - ja (lub piwa - reszta) i zasłużony posiłek. No i tu czekała nas
niemiła niespodzianka - otóż w niedzielę Piekło jest zamknięte. Doprawdy
jeśli miał to być żart właściciela to ja nie mam poczucia humoru :-(.
Rozgoryczeni i zawiedzeni skończyliśmy na jakiejś podłej pizzy w
okropnym barze fastfoodowym.
No tak, cały akapit o jedzeniu i ani słowa o samym Tallinie, ale nie mogłam się oprzeć ;-)
W
czasie naszego pierwszego pobytu w Estonii zahaczyliśmy również o
Parnawę, gdzie spędziliśmy wieczór w knajpce na plaży z fantastycznym
widokiem na morze. W drodze powrotnej do Tallina zatrzymaliśmy się
jeszcze na krótko nad rzeką Parnu, aby choć rzucić okiem na stanowisko
Pulli.
Z ciekawszych miejsc, które warto zobaczyć mogę jeszcze wymienić dwa
grodziska wczesnośredniowieczne: Varbola i Soontagana, a także ruiny
klasztoru w Padise. Dla miłośników natury polecam ścieżkę przyrodniczą
Rannametsa - Tolkuse, biegnącą przez wydmy i bagna. Dodam jeszcze, że tu
właśnie znajduje się najwyższa wydma w Estonii - Tornimägi. A i jeszcze
wodospad Keila-Joa.
Tu znajdziecie więcej informacji o wspomnianych przeze mnie pochówkach łodziowych:
Salme Yields Evidence of Oldest Sailing Ship in Baltic Sea
"Archeowieści"
A tu mała galeria zdjęć z Estonii
 |
Panorama Tallina - na pierwszym planie fragment murów miejskich z licznie zachowanymi basztami, w tle wieża kościoła Św. Olafa |
 |
Św. Olaf raz jeszcze |
 |
:-) |
 |
Wieża zamkowa zwana Długim Hermanem (Pikk Herman) |
 |
Brama miejska z basztą Paks Margareeta (Gruba Małgośka) |
 |
Widok na wzgórze Toompea i położone na nim tzw Górne Miasto | |
 |
A to widok z plaży miejskiej w Tallinie :-) |
 |
Varbola - wczesnośredniowieczne grodzisko |
 |
Fragment wałów |
 |
Kolejne grodzisko - Soontagana |
 |
Soontagana - tu w całej okazałości |
 |
Pulli - stanowisko kultury kundajskiej |
 |
Krajobraz jak z syberyjskiej tundry - brakuje tylko stada mamutów |
 |
Fragment ścieżki przyrodniczej Rannametsa -Tolkuse, prowadzącej przez wydmy i bagna do położonego w sercu mokradeł jeziora. Jeden nieostrożny krok i można dołączyć do błędnych ogników unoszących się nad moczarami |
 |
To chyba najczęściej fotografowane miejsce w Tartu - ja też nie mogłam się oprzeć :-) |
 |
Polski akcent w Tartu - tablica pamiątkowa poświęcona Stefanowi Batoremu, który m.in nadał miastu prawo używania biało-czerwonych barw :-) |
 |
Tartu - jeden z najstarszych drewnianych budynków w mieście |
 |
Stara prochownia przerobiona na olbrzymi pub |
 |
Kościół Św. Jana - wewnątrz na ścianach świątyni widoczne ślady pożaru. |
 |
Ruiny katedry w Tartu - widok na długo pozostaje w pamięci |
 |
Przez długi czas uważano, że jest to kamień ofiarny i łączono go z obrzędami pogańskimi - dzisiaj już wiadomo, że tajemnicze wgłębienia to dzieło natury |
 |
Oczywiście zwiedzając Tartu nie mogliśmy nie zajrzeć do ogrodu botanicznego |
 |
Przy tym stole w 1920 roku podpisano traktat pokojowy kończący wojnę estońsko-bolszewicką |
 |
Dziedziniec klasztoru w Padise - zachowywaliśmy się jak rasowa wycieczka z Japonii ;-) |
 |
Wodospad Keila-Joa |
 |
P z ogromnym poświęceniem, nie bacząc na grożące mu niebezpieczeństwo zbiera okrzemki ;-) |
 |
Gdzieś nad morzem - ja też chcę mieć taką ! |
 |
Komu kość, komu szkiełko, a komu pióro? - każdy znalazł dla siebie coś interesującego :-) |
 |
W drodze powrotnej do Polski - gdzieś na Łotwie |
 |
Łosie niestety nie dopisały - choć jeśli wierzyć znakom, muszą gdzieś tu być... |
 |
Przedmiotów kościanych można im pozazdrościć - J ogląda wyjątkowej urody harpun |
 |
Szpile, przekłuwacze, okładziny, grzebienie, harpuny, różnego rodzaju guzy kościane - i to wszystko z jednego stanowiska, ech... |
Jeśli kogoś zainteresowały tu można doczytać o kilku wspomnianych wyżej miejscach
Varbola, Padise, Kościół św. Jana w Tartu, Katedra w Tartu
PS
Wszystkim odwiedzającym Tallin gorąco polecam Põrgu !!! A mnie
pozostaje mieć nadzieję, że jeszcze kiedyś będę miała okazję ponownie
spróbować arcydzieł ichniejszego kucharza (oby tylko się nie zmienił).